środa, 15 maja 2013

Podróż do wymarzonego zakątka Europy - śladami pradawnej magii celtyckiej.

Tegoroczna zima była wyjątkowo długa. Z utęsknieniem zaczęłam czekać na pierwsze oznaki wiosny, kiedy z pod znikającego śniegu wyłonią się pierwsze przebiśniegi. Pomyślałam - czas poczuć wiosnę, pozbyć się ciężkich zimowych ubrań i butów. Zatęskniłam za kolorami, a przede wszystkim za życiodajnym słońcem. Tak bardzo dłużyła mi się tegoroczna zima, że zaczęłam marzyć o urlopie, gdzie pojadę - chciałam oczywiście pojechać - tam gdzie jest ciepło i dużo słońca a wybrałam mglistą Wielką Brytanię - spytasz dlaczego? Zainspirowało mnie pogańskie misterium ognia w Szkocji.
Mam wrażenie, że w ostatnich czasach wzrosło zainteresowanie pradawnymi kultami - co spowodowało odrodzenie w wielu miejscach celtyckich obrzędów. Temat zainteresował mnie na tyle, że postanowiłam podążyć ich śladem.
Obrzędowość celtycka związana jest przede wszystkim z przełomowymi chwilami roku: przesileniami letnim i zimowym oraz wiosennym i jesiennym zrównaniem dnia z nocą. Święta bardziej lub mniej wiązały się z kultem przodków - Celtowie wierzyli w nieśmiertelność i wędrówkę dusz.

Dzień pierwszy 
Jestem spakowana i gotowa podążyć za głosem pradawnej magii.
Szkoda, że zlikwidowali bezpośrednie połączenie z Poznania do Edynburga. Najlepsze połączenie, jakie znalazłam to wylot z Warszawy do Glasgow.
Spacer po Glasgow rozpoczęliśmy od głównego placu miasta - George Square gdzie można zobaczyć budynek Miejskiej Izby Handlowej,
w którym znajduje się labirynt komnat udekorowanych z przepychem, złotem
i marmurami.
Po drodze minęliśmy 38 metrową wieżę zegarową - Tolbooth, niegdyś serce miasta  - siedziba ratusza, sądu i więzienia.
Po drodze minęliśmy najstarszą kamienicę w mieście, wzniesioną w 1471r. która kiedyś pełniła rolę plebanii i gospody. W niższych pokojach mieszkali duchowni. Na piętrach budynku zaś mieszkali między innymi żebracy, alkoholicy
i prostytutki.
 
Zwiedziliśmy również Katedrę Św. Mungo, nazwana imieniem legendarnego założyciela i patrona miasta. Związana z nim jest pewna legenda o drzewie, które zapaliło się na jego rozkaz.
Kaplicę zbudowano w stylu gotyckim i jest jedną z najpiękniejszych przykładów średniowiecznej architektury w Szkocji. W pobliżu katery powstała w 1833r. Nekropolia, gigantyczne miasto umarłych z mrocznymi katakumbami
i świątynkami.
Obok katedry znajduje się Muzeum Religii i Sztuki Sakralnej. Zobaczyliśmy przedmioty związane z wierzeniami i sztukę inspirowaną przez: chrześcijaństwo, buddyzm, islam czy judaizm. Celem tego miejsca jest promowanie zrozumienia
i szacunku dla ludzi niezależnie od ich wyznania. Pokazanie znaczenia religii
w życiu poszczególnych osób, grup niezależnie od miejsca i epoki w której żyli. Tą ekscytującą podróż zakończyliśmy w  spokojnym otoczeniu japońskiego ogrodu Zen, podziwiając mapę mórz i lądów ułożonych z odłamków skalnych
i mchów.
Ponieważ zrobiło się dość późno musieliśmy udać się w dalszą drogę do Edynburga
Po ponad godzinie dojechaliśmy do hotelu, zameldowaliśmy się odświeżyliśmy
i postanowiliśmy przejść się na spacer po średniowiecznej starówce. W nocy zamek robił imponujące wrażenie, majestatyczny osadzony na wulkanicznych skałach. W końcu zmęczenie wzięło górą i czas było wracać do hotelu.
Kuchnia szkocka: Na pierwszy ogień poszło narodowe danie - Haggis  (owczy żołądek wypełniony farszem z podrobów owczych z dodatkiem cebuli i przypraw) podawany jest z rzepą i ziemniakami. Zupa schotch broth - na bazie baraniego łba.
Dzień drugi 
Ponieważ wczoraj zamczysko zrobiło na nas wrażenie postanowiliśmy dzień rozpocząć - spacerem po trakcie Królewskiej Mili. 
 

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Edinburgh Castle z XVIII i XIX w. Zamek wyłania się z wulkanicznych skał, umiejscowiony jest podobnie jak Rzym  na siedmiu pagórkach aczkolwiek mniej imponujących. Z murów roztacza się malownicza panorama miasta.

 
W Sali koronnej można zobaczyć przechowywane insygnia królów Szkocji - koronę wysadzaną szlachetnymi kamieniami, złote berło, sygnet i miecz, fotel koronacyjny oraz "Kamień Przeznaczenia" przy którym, odbywała się koronacja monarchów. Częstym gościem tego zamku była Maria I Stuart.
Na wzgórzu zamkowym znajduje się miejsce gdzie w latach 1479-1722 palono czarownice, obecnie na miejscu tym postawiono żelazną fontannę.
 
Poniżej zamku na trakcie znajduje się Camera Obscura - atrakcją tego miejsca są złudzenia optyczne oraz eksponaty interaktywne, a w baszcie wyświetlane są miejskie obrazy, wykorzystując system zwierciadeł.

 


Po wyjściu z świata iluzji trafiliśmy do Scotch Whisky Experience - obowiązkowy przystanek dla wielbicieli whisky. Gdzie poznamy   tajniki produkcji tegoż trunku.
 
 
 
Na przekąskę spróbowaliśmy Bannocks - ciasteczka owsiane podane z serem.
Dalej Katedra św. Idziego - dumnie stojąc przedstawia najstarsze fragmenty budowli z 1120r.
 
W Real Mary Kig's Close izolowano biednych dotkniętych zarazą mieszkańców by dogorywali. Później na tym miejscu wybudowano siedzibę władz miasta. Dla zwiedzających udostępnili mroczne pełne grozy pomieszczenia, aczkolwiek wrażliwcom nie radzę tam wchodzić ....
Złaknieni czegoś orzeźwiającego zahaczyliśmy o bar Hotelu Bank.
Kolejną atrakcją na królewskiej mili jest  dom Johna Knowa , który w XVI wieku przewodził powstaniu szkockich protestantów przeciw katolikom.

 
Pałac Holyrood znajduje się na końcu Królewskiej Mili - w której zamieszkuje brytyjska rodzina królewska. Mieliśmy szczęście i mogliśmy zwiedzić również ten pałac, ponieważ rodziny królewskiej nie było aktualnie w mieście. Wnętrza są przepięknie urządzone, pełne przepychu, bogate  w tkaniny, obrazy i meble z epoki XVI w. Dla nasz również atrakcją było zobaczyć sypialnię Marii I Stuart. 
Po południu szukając duszy średniowiecznego miasta udaliśmy się na południe od Królewskiej Mili. Przywitała nas plątanina wybrukowanych kocimi łbami uliczek po których snują się upiory przeszłości.
Glac market  - w przeszłości tętniło tu życiem targowisko miejskie, które od czasu do czasu zmieniano w miejsce egzekucji gdzie wieszano skazańców. Zatrzymaliśmy się w jednym  z pubów które nawiązują do makabrycznych widowisk. Pewna kobieta została skazana na szubienicę za czary. Została ułaskawiona, ponieważ kiedy wieziono po kocich łbach na wozie truposza - ten ożył. Tym razem kobieta została oczyszczona ze statusu czarownicy. Tylko nieliczne kobiety miały tyle szczęścia co Mary by uniknąć egzekucji.
Odwiedziliśmy również Szkockie Muzeum Narodowe - zebrane eksponaty pokazują bogatą historię Szkocji od przybycia człowieka, przez tworzenie narodu i państwa, przez odpieranie zagrożenia ze strony Anglii. Całość kończy wystawa o współczesnej Szkocji.
Po wyczerpującym zwiedzaniu intrygujących eksponatów osiedliśmy w muzealnej kafejce popijając kawę, rozkoszowaliśmy się wspaniałym widokiem  na panoramę Starego Miasta.
 
 
 
 Kolację zjedliśmy na podzamczu, siedząc w ogródku obserwowaliśmy toczące się życie, spacerujących ludzi i tych spieszących się gdzieś. Każdy z nich tworzy jakąś niepowtarzalną jedyną w swoim rodzaju historię która zostanie zapisana w aktualną epokę.  
Kuchnia szkocka: spróbowaliśmy - Black Pudding - (łój i krew barania z odrobiną owsianki, cebuli i zioła). Podawana razem z bekonem i jajkami. Zupa z porów
Dzień trzeci
Dziś czeka nas wycieczka do Lothian, chcieliśmy wyjechać za miasto by zobaczyć okolicę. Udaliśmy się w stronę North Berwick Law. Wdrapanie na szczyt zajęło nam więcej niż godzinę. Kiedy znaleźliśmy się na tym skalistym wzniesieniu otoczyła nas wspaniała panorama Wschodniego Lothian.
Po zejściu z góry doszliśmy do przepięknej plaży, gdzie po raz pierwszy  życiu zobaczyłam odpływ. Niesamowity widok, aż niewiarygodny...
 
 


 

Trzy kilometry dalej straszą ruiny zamku Tantallon.










Dalej z morza wyłania się gigantyczna skała (komin wulkaniczny), wygląda na niedostępny dla ludzi jest zimna i nieprzyjazna, ale za to jest to ulubione miejsce dla koloni głuptaków.  Im dalej oddalaliśmy się od wybrzeża tym miejsce stawało się bardziej dzikie, i skaliste.

 
 
 
 
 
 
 Wracając z Lothian  zahaczyliśmy o mosty przez Forth. Mając do wyboru przejście pieszo, rowerem, autem lub koleją wybraliśmy z wiadomych względów przejażdżkę w wagonie kolejowym, nikt z nas nie miał już siły na spacer czy pedałowanie.
Koniec tak pięknie rozpoczętego dnia spędziliśmy w wygodnym foteliku w Boat House by podziwiać widok obu kolosów, które zdominowały tutejszy pejzaż. Wyjątkowo prezentowały się z nastaniem zmroku. Wieczór upłynął w romantycznej atmosferze. 
Dziś spróbowaliśmy: Jajka po szkocku (ugotowane na twardo, zawinięte w mąkę i mielone mięso z przyprawami smażone w głębokim oleju na patelni)
Dzień czwarty
Czekając na dzisiejsze pogańskie Misterium - festiwal ognia - postanowiliśmy zwiedzić Nowe Miasto.
Stojąc na trakcie Królewskiej Mili, rozciąga się ładna panorama, jednej strony stoi dumne zamczysko a z drugiej strony widnieją wspaniałe fasady Nowego Miasta przedzielone zieleńcami. Park jest ulubionym miejscem na rodzinne pikniki, czas umilają koncerty.
Po drodze podziwialiśmy XIX wieczny dworzec Waverley. Za którym znajduje się wejście na wzgórze Calton.
Po wejściu na wzgórze roztacza się przepiękna panorama Edynburga. Widać między innymi zamek, Arthur's Strit, Firth of Forth, wzniesienia Ochil. Na wzgórzu umieszczono Pomnik Narodu - szkocka wersja Pantenonu. Jest też miejskie obserwatorium astronomiczne.


 
 
 
 

 
Schodząc z góry zatrzymaliśmy się na St. Andrew Square  w bufecie kawowym - cieszącym się uznaniem tubylców i turystów.
Mając sporo czasu udaliśmy się do Królewskiego Ogrodu Botanicznego. Mieliśmy stąd przepiękny widok na Stare i Nowe miasto z górującym nad nimi zamkiem które wygląda jakby było na wyciągnięcie ręki. Ogród zapełniony jest przepięknymi i różnorodnymi roślinami, a że byliśmy w okresie kwitnięcia - ogród reprezentował cudnie - myślę że tak wyglądał ogród Eden. Spacer zakończyliśmy w ogrodzie chińskim.
Kupiliśmy kilka pamiątek i zatrzymaliśmy się w restauracji Gateway, usiedliśmy na tarasie oczywiście z widokiem na ogród. Pełen relaksik, ciesząc się spokojem i ciszą (no może nie zupełnie - w tle płynęła przepiękna muzyka), czas w tym miejscu się zatrzymał, myślę że tak mógł wyglądać ogród Eden.
Był to czas na rozpieszczanie wszystkich zmysłów. 
Wróciliśmy do hotelu, by przygotować się na Beltane.
Z niecierpliwością czekam, kiedy na Calton Hill kiedy ożyje pradawny świat Celtów. Zwycięstwo światła nad ciemnością. Za chwilę rozpocznie się niezwykły spektakl. Setki ludzi wyjdzie o północy z pochodniami by towarzyszyć Majowej Królowej w pogańskiej pielgrzymce na Calton - miejsce powtórnych jej narodzin.

 

Chrześcijaństwo próbowało zwalczyć pogański kult, ale nigdy nie udało im się zwalczyć do końca. Festiwal ognia jest pełen magii. Spektakl, którego się nie zapomina.


Królowa Maja prowadzi pomalowanych na niebiesko wojowników i orszak białych dam, przy blasku pochodni tańcząc w takt muzyki ze śpiewami w stronę "bramy ognia". 
 
 
W stronę bramy podążają również półnadzy pokryci błotem ludziska - symbolizując kolejne żywioły ziemię i ogień. Czuć egzotykę i pogańską dzikość.
 
 
Jedno jest pewne że kiedy przyjdzie czas jesiennego przesilenia słońca
- Samhuinn - czas triumfu tym razem nocy, na pewno znów się pojawię by doświadczyć tej magii.
Kuchnia szkocka - spróbowaliśmy: Cullen skink - zupa rybna przyrządzona z wędzonego łupacza, ziemniaków i cebuli. Danie - stek z łososia w sosie cytrynowo-maślanym podany na grilowanych karczochach      
Dzień piąty
Spektakl skończył się nad ranem, pojechaliśmy prosto na lotnisko o 7:00 by polecieć do Londynu. Z lotniska pojechaliśmy prosto do hotelu by przespać się kilka godzin w celu nabrania siły na dalszą podróż w poszukiwaniu magii celtyckich obrzędów.
 
 
 
 
Mając nie wiele czasu pojechaliśmy na południe od Tamizy.
 
 
 
 
 
 
 Zahaczyliśmy o Londyńskie oko. Z góry roztacza się nieziemski widok na centrum miasta,  ale i widać dalsze przedmieścia.
 
 
 
 Dwie godziny zajęła nam droga do Stonehenge. Mimo że jeszcze kilka dużo czasu do godziny zero to atmosfera aż elektryzuje pełną oczekiwania na zmartwychwstanie słońca. Niektórzy do kultu słońca podchodzą ze szczerym pogańskim zapałem.
Kamienny krąg stanowią bloki wysokie na 9 metrów ustawione w kształcie koła, jak do tej pory nieznany jest pierwotny cel, dla którego ta kamienna budowla została wzniesiona. Być może było to miejsce obserwatorium?  W którym przewidywano zaćmienia? Niektórzy przypisują tym kamieniom właściwości uzdrawiające.
 
 
Misterium nie jest tak barwne jak w Edinburgu, brak barwnych dekoracji, czy programu. W takt muzyki niektórzy tańczą, inni celebrują życie.
Możemy wejść do środka kręgu. Wszędzie zapalone są pochodnie, powietrze aż elektryzuje w oczekiwaniu w wschód słońca. W końcu nadchodzi ta długo oczekiwana chwila godzina 4:58 przez kamienne słupy przebiją się pierwsze słoneczne promienie. Na ten moment wszyscy wstrzymują oddech by następnie wybuchnąć euforią.
 
 
Warto było czekać na ten moment. Magiczny niezapomniany widok. Moment kiedy martwa świątynia na chwilę ożywia by połączyć sie z duchami przodków.
Kamienny krąg z niechęcią opuściliśmy tuż po wschodzie, niewielu ludzi podążyło naszym śladem.
Kuchnia angielska- spróbowaliśmy - Butter chicken oraz fish and chips
Dzień szósty
 
Musieliśmy dojechać na lotnisko by zdążyć na samolot o 7:30 do Wrocławia - pradawna magia przywołuje nas teraz do Polski.
Kilkadziesiąt kilometrów od Wrocławia leży góra Ślęża – która uznawana jest za najważniejsze miejsce mocy w Polsce. Legenda głosi że w miejscu tym znajdowało się zejście do podziemnego świata, które zasypały anioły.
Wchodząc na górę mijaliśmy kultowe kamienne rzeźby prawdopodobnie pochodzą z okresu celtyckiego (niestety nie poznano ich znaczenia). Na szczycie góry również ułożony jest kamienny krąg poświęcony bóstwu słońca.
Przybywający niegdyś pielgrzymi na świętą górę dokonywali rytualnego oczyszczenia w źródełku w świetle pochodni. Oczyszczeni  podążali  na szczyt i w skupieniu oczekiwali na wschód słońca oświetlający promieniami kamienny krąg. 
Rodzime czarownice spotykają się o tej samej porze - cztery razy w roku (w przesileniach i równonocach). Do XX wieku czarownice oddawały się na tym miejscu kultowi płodności.  Obecnie współczesne czarownice poddają się oczyszczeniu ze słych mocy i nawyków. Połączyły tradycje szamańskie z europejską magią.
Festiwal oczyszczenia polega na zbudowaniu szałasu z gałęzi brzozy przykryte kocami. W środku znajduje się jama - symbol grobu w którym odrodzą sie na nowo. Rozgrzane kamienie w ognisku wnosi się do tych szałasów zaś same czarownice nago oczyszczają sie z wszelkiego rodzaju ciężarów. Reagują w wyciem, płaczem, dzieją się dziwne rzeczy. Niewątpliwie jest to mega duże przeżycie emocjonalne. Uczestniczki twierdzą, że ten rodzaj magii działa. Mimo to nie odważyłam się na ten eksperyment. By zakopać się w ziemi i podążyć na spotkanie z przodkami medytując w ekstremalnych warunkach. Zdecydowanie wolę spotkania z żywymi przedstawicielami.
I tu również na dawne pogańskie ceremonie nałożyły się chrześcijańskie święta, tworząc trudną do rozpoznania mieszankę.
I znów nad ranem dotarliśmy do hotelu.
Kuchnia śląska - spróbowaliśmy: kartoflankę śląską na ostro, i golonkę w piwie.
Dzień siódmy
 



W drodze powrotnej postanowiliśmy jeszcze zahaczyć o zamek Czocha - gdzie odbywa się festyn - polowanie na czarownice. Przewodnik zamkowy zabrał nas w niezwykłą podróż, pełną tajemniczości strachu i przerażenia.



Zamczysko opowiedziało historie mrożące krew żyłach, skrywane tajemnice. W blasku pochodni rozpoczęliśmy polowanie na demony i czarownice. Kiedy zostali "upolowani" przyprowadzono ich na sąd i tortury. Sala tortur jest imponująca ,wymyślne urządzenia do zadawania bólu tak by nie zabić. Na koniec egzekucja  - przez spalenie na stosie - jakże okrutna śmierć za bratanie się z diabłem.
Kuchnia śląska - spróbowaliśmy: zupę pomidorową, śląskie niebo (plastry kaslera i boczku polane sosem z suszonymi owocami )z kluskami na parze .
By przekonać się o sile kultu słońca wystarczy spytać ludzi o ich wakacyjne plany i o to jak minął im zeszły miesiąc. Murowanym elementem ich opowiadania będzie „cudowne słoneczko”, lub jego przyprawiający o depresję brak. Płomienie dają światło i ciepło ale są także zniszczeniem i śmiercią. Ogień fascynuje od wieków - czy dlatego największe widowiska zawsze organizuje się po zapadnięciu zmroku a romantyczne kolacje przy świecach?
Transport: Samolot, pociąg, samochód z wypożyczalni
Koszt: 7.000,00pln
 
Zdjęcia: Radosław Skoczylas