Tegoroczna zima była
wyjątkowo długa. Z utęsknieniem zaczęłam czekać na pierwsze oznaki wiosny,
kiedy z pod znikającego śniegu wyłonią się pierwsze przebiśniegi. Pomyślałam -
czas poczuć wiosnę, pozbyć się ciężkich zimowych ubrań i butów. Zatęskniłam za
kolorami, a przede wszystkim za życiodajnym słońcem. Tak bardzo dłużyła mi się
tegoroczna zima, że zaczęłam marzyć o urlopie, gdzie pojadę - chciałam
oczywiście pojechać - tam gdzie jest ciepło i dużo słońca a wybrałam mglistą
Wielką Brytanię - spytasz dlaczego? Zainspirowało mnie pogańskie misterium
ognia w Szkocji.
Mam wrażenie, że w
ostatnich czasach wzrosło zainteresowanie pradawnymi kultami - co spowodowało
odrodzenie w wielu miejscach celtyckich obrzędów. Temat zainteresował mnie na
tyle, że postanowiłam podążyć ich śladem.
Obrzędowość celtycka
związana jest przede wszystkim z przełomowymi chwilami roku: przesileniami
letnim i zimowym oraz wiosennym i jesiennym zrównaniem dnia z nocą. Święta
bardziej lub mniej wiązały się z kultem przodków - Celtowie wierzyli w
nieśmiertelność i wędrówkę dusz.
Dzień
pierwszy
Jestem spakowana i gotowa
podążyć za głosem pradawnej magii.
Szkoda, że zlikwidowali
bezpośrednie połączenie z Poznania do Edynburga. Najlepsze połączenie, jakie
znalazłam to wylot z Warszawy do Glasgow.
Spacer po Glasgow rozpoczęliśmy
od głównego placu miasta - George Square gdzie można zobaczyć budynek Miejskiej
Izby Handlowej,
w którym znajduje się labirynt komnat udekorowanych z przepychem, złotem
i marmurami.
w którym znajduje się labirynt komnat udekorowanych z przepychem, złotem
i marmurami.
Po drodze minęliśmy 38
metrową wieżę zegarową - Tolbooth, niegdyś serce miasta - siedziba ratusza, sądu i więzienia.
Po drodze minęliśmy
najstarszą kamienicę w mieście, wzniesioną w 1471r. która kiedyś pełniła rolę
plebanii i gospody. W niższych pokojach mieszkali duchowni. Na piętrach budynku
zaś mieszkali między innymi żebracy, alkoholicy
i prostytutki.
i prostytutki.
Zwiedziliśmy również
Katedrę Św. Mungo, nazwana imieniem legendarnego założyciela i patrona miasta.
Związana z nim jest pewna legenda o drzewie, które zapaliło się na jego rozkaz.
Kaplicę zbudowano w stylu
gotyckim i jest jedną z najpiękniejszych przykładów średniowiecznej
architektury w Szkocji. W pobliżu katery powstała w 1833r. Nekropolia, gigantyczne
miasto umarłych z mrocznymi katakumbami
i świątynkami.
i świątynkami.
Obok katedry znajduje się
Muzeum Religii i Sztuki Sakralnej. Zobaczyliśmy przedmioty związane z
wierzeniami i sztukę inspirowaną przez: chrześcijaństwo, buddyzm, islam czy
judaizm. Celem tego miejsca jest promowanie zrozumienia
i szacunku dla ludzi niezależnie od ich wyznania. Pokazanie znaczenia religii
w życiu poszczególnych osób, grup niezależnie od miejsca i epoki w której żyli. Tą ekscytującą podróż zakończyliśmy w spokojnym otoczeniu japońskiego ogrodu Zen, podziwiając mapę mórz i lądów ułożonych z odłamków skalnych
i mchów.
i szacunku dla ludzi niezależnie od ich wyznania. Pokazanie znaczenia religii
w życiu poszczególnych osób, grup niezależnie od miejsca i epoki w której żyli. Tą ekscytującą podróż zakończyliśmy w spokojnym otoczeniu japońskiego ogrodu Zen, podziwiając mapę mórz i lądów ułożonych z odłamków skalnych
i mchów.
Ponieważ zrobiło się dość późno
musieliśmy udać się w dalszą drogę do Edynburga
Po ponad godzinie
dojechaliśmy do hotelu, zameldowaliśmy się odświeżyliśmy
i postanowiliśmy przejść się na spacer po średniowiecznej starówce. W nocy zamek robił imponujące wrażenie, majestatyczny osadzony na wulkanicznych skałach. W końcu zmęczenie wzięło górą i czas było wracać do hotelu.
i postanowiliśmy przejść się na spacer po średniowiecznej starówce. W nocy zamek robił imponujące wrażenie, majestatyczny osadzony na wulkanicznych skałach. W końcu zmęczenie wzięło górą i czas było wracać do hotelu.
Kuchnia szkocka: Na pierwszy
ogień poszło narodowe danie - Haggis (owczy
żołądek wypełniony farszem z podrobów owczych z dodatkiem cebuli i przypraw)
podawany jest z rzepą i ziemniakami. Zupa schotch broth - na bazie baraniego
łba.
Dzień
drugi
Ponieważ wczoraj zamczysko
zrobiło na nas wrażenie postanowiliśmy dzień rozpocząć - spacerem po trakcie Królewskiej
Mili.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Edinburgh Castle z XVIII i XIX w. Zamek wyłania się z wulkanicznych skał, umiejscowiony jest podobnie jak Rzym na siedmiu pagórkach aczkolwiek mniej imponujących. Z murów roztacza się malownicza panorama miasta.
W Sali koronnej można
zobaczyć przechowywane insygnia królów Szkocji - koronę wysadzaną szlachetnymi
kamieniami, złote berło, sygnet i miecz, fotel koronacyjny oraz "Kamień
Przeznaczenia" przy którym, odbywała się koronacja monarchów. Częstym
gościem tego zamku była Maria I Stuart.
Na wzgórzu zamkowym znajduje
się miejsce gdzie w latach 1479-1722 palono czarownice, obecnie na miejscu tym
postawiono żelazną fontannę.
Poniżej zamku na trakcie znajduje
się Camera Obscura - atrakcją tego miejsca są złudzenia optyczne oraz eksponaty
interaktywne, a w baszcie wyświetlane są miejskie obrazy, wykorzystując system
zwierciadeł.
Po wyjściu z świata iluzji
trafiliśmy do Scotch Whisky Experience - obowiązkowy przystanek dla wielbicieli
whisky. Gdzie poznamy tajniki produkcji tegoż trunku.
Na przekąskę spróbowaliśmy
Bannocks - ciasteczka owsiane podane z serem.
Dalej Katedra św. Idziego
- dumnie stojąc przedstawia najstarsze fragmenty budowli z 1120r.
W Real Mary Kig's Close izolowano
biednych dotkniętych zarazą mieszkańców by dogorywali. Później na tym miejscu
wybudowano siedzibę władz miasta. Dla zwiedzających udostępnili mroczne pełne
grozy pomieszczenia, aczkolwiek wrażliwcom nie radzę tam wchodzić ....
Złaknieni czegoś
orzeźwiającego zahaczyliśmy o bar Hotelu Bank.
Kolejną atrakcją na
królewskiej mili jest dom Johna Knowa ,
który w XVI wieku przewodził powstaniu szkockich protestantów przeciw
katolikom.
Pałac Holyrood znajduje
się na końcu Królewskiej Mili - w której zamieszkuje brytyjska rodzina
królewska. Mieliśmy szczęście i mogliśmy zwiedzić również ten pałac, ponieważ
rodziny królewskiej nie było aktualnie w mieście. Wnętrza są przepięknie
urządzone, pełne przepychu, bogate w
tkaniny, obrazy i meble z epoki XVI w. Dla nasz również atrakcją było zobaczyć
sypialnię Marii I Stuart.
Po południu szukając duszy
średniowiecznego miasta udaliśmy się na południe od Królewskiej Mili.
Przywitała nas plątanina wybrukowanych kocimi łbami uliczek po których snują
się upiory przeszłości.
Glac market - w przeszłości tętniło tu życiem targowisko
miejskie, które od czasu do czasu zmieniano w miejsce egzekucji gdzie wieszano
skazańców. Zatrzymaliśmy się w jednym z pubów
które nawiązują do makabrycznych widowisk. Pewna kobieta została skazana na
szubienicę za czary. Została ułaskawiona, ponieważ kiedy wieziono po kocich
łbach na wozie truposza - ten ożył. Tym razem kobieta została oczyszczona ze
statusu czarownicy. Tylko nieliczne kobiety miały tyle szczęścia co Mary by
uniknąć egzekucji.
Odwiedziliśmy również
Szkockie Muzeum Narodowe - zebrane eksponaty pokazują bogatą historię Szkocji
od przybycia człowieka, przez tworzenie narodu i państwa, przez odpieranie
zagrożenia ze strony Anglii. Całość kończy wystawa o współczesnej Szkocji.
Po wyczerpującym
zwiedzaniu intrygujących eksponatów osiedliśmy w muzealnej kafejce popijając
kawę, rozkoszowaliśmy się wspaniałym widokiem na panoramę Starego Miasta.
Kolację zjedliśmy na
podzamczu, siedząc w ogródku obserwowaliśmy toczące się życie, spacerujących
ludzi i tych spieszących się gdzieś. Każdy z nich tworzy jakąś niepowtarzalną
jedyną w swoim rodzaju historię która zostanie zapisana w aktualną epokę.
Kuchnia szkocka:
spróbowaliśmy - Black Pudding - (łój i krew barania
z odrobiną owsianki, cebuli i zioła). Podawana razem z bekonem i jajkami. Zupa
z porów
Dzień
trzeci
Dziś czeka nas wycieczka
do Lothian, chcieliśmy wyjechać za miasto by zobaczyć okolicę. Udaliśmy się w
stronę North Berwick Law. Wdrapanie na szczyt zajęło nam więcej niż godzinę. Kiedy
znaleźliśmy się na tym skalistym wzniesieniu otoczyła nas wspaniała panorama
Wschodniego Lothian.
Po zejściu z góry
doszliśmy do przepięknej plaży, gdzie po raz pierwszy życiu zobaczyłam odpływ. Niesamowity widok, aż
niewiarygodny...
Trzy
kilometry dalej straszą ruiny zamku Tantallon.
Dalej z morza wyłania się gigantyczna skała (komin wulkaniczny), wygląda na niedostępny dla ludzi jest zimna i nieprzyjazna, ale za to jest to ulubione miejsce dla koloni głuptaków. Im dalej oddalaliśmy się od wybrzeża tym miejsce stawało się bardziej dzikie, i skaliste.
Dalej z morza wyłania się gigantyczna skała (komin wulkaniczny), wygląda na niedostępny dla ludzi jest zimna i nieprzyjazna, ale za to jest to ulubione miejsce dla koloni głuptaków. Im dalej oddalaliśmy się od wybrzeża tym miejsce stawało się bardziej dzikie, i skaliste.
Wracając z Lothian zahaczyliśmy o mosty przez Forth. Mając do
wyboru przejście pieszo, rowerem, autem lub koleją wybraliśmy z wiadomych
względów przejażdżkę w wagonie kolejowym, nikt z nas nie miał już siły na
spacer czy pedałowanie.
Koniec tak pięknie
rozpoczętego dnia spędziliśmy w wygodnym foteliku w Boat House by podziwiać
widok obu kolosów, które zdominowały tutejszy pejzaż. Wyjątkowo prezentowały
się z nastaniem zmroku. Wieczór upłynął w romantycznej atmosferze.
Dziś spróbowaliśmy: Jajka
po szkocku (ugotowane na twardo, zawinięte w mąkę i mielone mięso z przyprawami
smażone w głębokim oleju na patelni)
Dzień
czwarty
Czekając na dzisiejsze
pogańskie Misterium - festiwal ognia - postanowiliśmy zwiedzić Nowe Miasto.
Stojąc na trakcie Królewskiej
Mili, rozciąga się ładna panorama, jednej strony stoi dumne zamczysko a z
drugiej strony widnieją wspaniałe fasady Nowego Miasta przedzielone zieleńcami.
Park jest ulubionym miejscem na rodzinne pikniki, czas umilają koncerty.
Po drodze podziwialiśmy XIX
wieczny dworzec Waverley. Za którym znajduje się wejście na wzgórze Calton.
Po wejściu na wzgórze
roztacza się przepiękna panorama Edynburga. Widać między innymi zamek, Arthur's
Strit, Firth of Forth, wzniesienia Ochil. Na wzgórzu umieszczono Pomnik Narodu
- szkocka wersja Pantenonu. Jest też miejskie obserwatorium astronomiczne.
Schodząc z góry
zatrzymaliśmy się na St. Andrew Square w
bufecie kawowym - cieszącym się uznaniem tubylców i turystów.
Mając sporo czasu udaliśmy
się do Królewskiego Ogrodu Botanicznego. Mieliśmy stąd przepiękny widok na
Stare i Nowe miasto z górującym nad nimi zamkiem które wygląda jakby było na
wyciągnięcie ręki. Ogród zapełniony jest
przepięknymi i różnorodnymi roślinami, a że byliśmy w okresie kwitnięcia - ogród
reprezentował cudnie - myślę że tak wyglądał ogród Eden. Spacer zakończyliśmy w
ogrodzie chińskim.
Kupiliśmy kilka pamiątek i
zatrzymaliśmy się w restauracji Gateway, usiedliśmy na tarasie oczywiście z
widokiem na ogród. Pełen relaksik, ciesząc się spokojem i ciszą (no może nie
zupełnie - w tle płynęła przepiękna muzyka), czas w tym miejscu się zatrzymał,
myślę że tak mógł wyglądać ogród Eden.
Był to czas na
rozpieszczanie wszystkich zmysłów.
Wróciliśmy do hotelu, by
przygotować się na Beltane.
Z niecierpliwością czekam,
kiedy na Calton Hill kiedy ożyje pradawny świat Celtów. Zwycięstwo światła nad
ciemnością. Za chwilę rozpocznie się niezwykły spektakl. Setki ludzi wyjdzie o
północy z pochodniami by towarzyszyć Majowej Królowej w pogańskiej pielgrzymce
na Calton - miejsce powtórnych jej narodzin.
Chrześcijaństwo próbowało
zwalczyć pogański kult, ale nigdy nie udało im się zwalczyć do końca. Festiwal
ognia jest pełen magii. Spektakl, którego się nie zapomina.
Królowa Maja prowadzi
pomalowanych na niebiesko wojowników i orszak białych dam, przy blasku pochodni
tańcząc w takt muzyki ze śpiewami w stronę "bramy ognia".
W stronę
bramy podążają również półnadzy pokryci błotem ludziska - symbolizując kolejne
żywioły ziemię i ogień. Czuć egzotykę i pogańską dzikość.
Jedno jest pewne że kiedy
przyjdzie czas jesiennego przesilenia słońca
- Samhuinn - czas triumfu tym razem nocy, na pewno znów się pojawię by doświadczyć tej magii.
- Samhuinn - czas triumfu tym razem nocy, na pewno znów się pojawię by doświadczyć tej magii.
Kuchnia szkocka - spróbowaliśmy:
Cullen skink - zupa rybna przyrządzona z wędzonego łupacza, ziemniaków i cebuli.
Danie - stek z łososia w sosie cytrynowo-maślanym podany na grilowanych
karczochach
Dzień
piąty
Spektakl skończył się nad
ranem, pojechaliśmy prosto na lotnisko o 7:00 by polecieć do Londynu. Z
lotniska pojechaliśmy prosto do hotelu by przespać się kilka godzin w celu nabrania
siły na dalszą podróż w poszukiwaniu magii celtyckich obrzędów.
Mając nie wiele czasu
pojechaliśmy na południe od Tamizy.
Zahaczyliśmy o Londyńskie oko. Z góry roztacza się nieziemski widok na centrum miasta, ale i widać dalsze przedmieścia.
Dwie godziny zajęła nam
droga do Stonehenge. Mimo że jeszcze kilka dużo czasu do godziny zero to
atmosfera aż elektryzuje pełną oczekiwania na zmartwychwstanie słońca. Niektórzy
do kultu słońca podchodzą ze szczerym pogańskim zapałem.
Kamienny krąg stanowią
bloki wysokie na 9 metrów ustawione w kształcie koła, jak do tej pory nieznany
jest pierwotny cel, dla którego ta kamienna budowla została wzniesiona. Być
może było to miejsce obserwatorium? W
którym przewidywano zaćmienia? Niektórzy przypisują tym kamieniom właściwości
uzdrawiające.
Misterium nie jest tak
barwne jak w Edinburgu, brak barwnych dekoracji, czy programu. W takt muzyki
niektórzy tańczą, inni celebrują życie.
Możemy wejść do środka
kręgu. Wszędzie zapalone są pochodnie, powietrze aż elektryzuje w oczekiwaniu w
wschód słońca. W końcu nadchodzi ta długo oczekiwana chwila godzina 4:58 przez
kamienne słupy przebiją się pierwsze słoneczne promienie. Na ten moment wszyscy
wstrzymują oddech by następnie wybuchnąć euforią.
Warto było czekać na ten
moment. Magiczny niezapomniany widok. Moment kiedy martwa świątynia na chwilę
ożywia by połączyć sie z duchami przodków.
Kamienny krąg z niechęcią
opuściliśmy tuż po wschodzie, niewielu ludzi podążyło naszym śladem.
Kuchnia angielska-
spróbowaliśmy - Butter chicken oraz fish and chips
Dzień
szósty
Musieliśmy dojechać na
lotnisko by zdążyć na samolot o 7:30 do Wrocławia - pradawna magia przywołuje
nas teraz do Polski.
Kilkadziesiąt kilometrów
od Wrocławia leży góra Ślęża – która uznawana jest za najważniejsze miejsce
mocy w Polsce. Legenda głosi że w miejscu tym znajdowało się zejście do
podziemnego świata, które zasypały anioły.
Wchodząc na górę mijaliśmy
kultowe kamienne rzeźby prawdopodobnie pochodzą z okresu celtyckiego (niestety
nie poznano ich znaczenia). Na szczycie góry również ułożony jest kamienny krąg
poświęcony bóstwu słońca.
Przybywający niegdyś
pielgrzymi na świętą górę dokonywali rytualnego oczyszczenia w źródełku w
świetle pochodni. Oczyszczeni
podążali na szczyt i w skupieniu
oczekiwali na wschód słońca oświetlający promieniami kamienny krąg.
Rodzime czarownice
spotykają się o tej samej porze - cztery razy w roku (w przesileniach i
równonocach). Do XX wieku czarownice oddawały się na tym miejscu kultowi
płodności. Obecnie współczesne czarownice
poddają się oczyszczeniu ze słych mocy i nawyków. Połączyły tradycje szamańskie
z europejską magią.
Festiwal oczyszczenia
polega na zbudowaniu szałasu z gałęzi brzozy przykryte kocami. W środku
znajduje się jama - symbol grobu w którym odrodzą sie na nowo. Rozgrzane
kamienie w ognisku wnosi się do tych szałasów zaś same czarownice nago
oczyszczają sie z wszelkiego rodzaju ciężarów. Reagują w wyciem, płaczem,
dzieją się dziwne rzeczy. Niewątpliwie jest to mega duże przeżycie emocjonalne.
Uczestniczki twierdzą, że ten rodzaj magii działa. Mimo to nie odważyłam się na
ten eksperyment. By zakopać się w ziemi i podążyć na spotkanie z przodkami
medytując w ekstremalnych warunkach. Zdecydowanie wolę spotkania z żywymi
przedstawicielami.
I tu również na dawne
pogańskie ceremonie nałożyły się chrześcijańskie święta, tworząc trudną do
rozpoznania mieszankę.
I znów nad ranem
dotarliśmy do hotelu.
Kuchnia śląska -
spróbowaliśmy: kartoflankę śląską na ostro, i golonkę w piwie.
Dzień
siódmy
W drodze powrotnej postanowiliśmy jeszcze zahaczyć o zamek Czocha - gdzie odbywa się festyn - polowanie na czarownice. Przewodnik zamkowy zabrał nas w niezwykłą podróż, pełną tajemniczości strachu i przerażenia.
Zamczysko opowiedziało historie mrożące krew żyłach, skrywane tajemnice. W blasku pochodni rozpoczęliśmy polowanie na demony i czarownice. Kiedy zostali "upolowani" przyprowadzono ich na sąd i tortury. Sala tortur jest imponująca ,wymyślne urządzenia do zadawania bólu tak by nie zabić. Na koniec egzekucja - przez spalenie na stosie - jakże okrutna śmierć za bratanie się z diabłem.
Kuchnia śląska - spróbowaliśmy:
zupę pomidorową, śląskie niebo (plastry kaslera i boczku polane sosem z
suszonymi owocami )z kluskami na parze .
By przekonać się o sile
kultu słońca wystarczy spytać ludzi o ich wakacyjne plany i o to jak minął im
zeszły miesiąc. Murowanym elementem ich opowiadania będzie „cudowne słoneczko”,
lub jego przyprawiający o depresję brak. Płomienie dają światło i ciepło ale są
także zniszczeniem i śmiercią. Ogień fascynuje od wieków - czy dlatego
największe widowiska zawsze organizuje się po zapadnięciu zmroku a romantyczne
kolacje przy świecach?
Transport: Samolot,
pociąg, samochód z wypożyczalni
Koszt: 7.000,00pln
Zdjęcia: Radosław Skoczylas